Uwaga! W tym rozdziale znajdują się fragmenty
zapisane kursywą i mogą one zawierać liczne błędy. Jest to zabieg celowy i ma
przyczyniać się do nieformalnego charakteru treści notatek.
—
Dlaczego praktycznie wszystkie morderstwa są dokonywane w nocy? — ziewnął Nayer,
jednocześnie wychodząc ze swojego samochodu w ciemną, gwiaździstą noc. Nie
zamknął za sobą drzwi, tylko przytrzymał je otwarte, tak aby Ares mógł wyjść.
—
Pojęcia nie mam — odburknął Martin, czekając na komisarza przed bramką
prowadzącą do wejścia domu państwa Kellych. — Może mordercom sprzyja taka aura
tajemniczości? Spójrz na ten księżyc w pełni. Gdybym miał kogokolwiek
zamordować, na pewno uczyniłbym to w nocy.
—
Martin, zaczynasz mnie przerażać — wyznał Kincaid, spod byka patrząc na swojego
przyjaciela. — A ty co, strajkujesz? — pochylił się nagle i zajrzał w głąb
samochodu, gdzie znajdował się jego pies. — Ares? No dalej, wyłaź, nie będę
przecież stał tu przez dwie godziny i trzymał dla ciebie drzwi otwarte, już bez
jaj. Wychodzisz czy nie?
Ares
leżący na tylnym siedzeniu auta, podniósł leniwie głowę i obdarzył Nayera
rozespanym spojrzeniem. Ziewnął rozdzierająco, położył pysk na przednich łapach
i ponownie zamknął oczy.
— Wstyd
i hańba, Ares. — Komisarz ze zrezygnowaniem odkręcił szybę w przednich drzwiach,
a potem je zamknął. — Zawiodłem się na tobie — rzucił jeszcze do śpiącego owczarka,
po czym ruszył w stronę Martina.
—
A Ares? — zapytał policjant, zaskoczony obecnością samego Nayera.
—
Zrezygnował dzisiaj ze służby — odpowiedział czarnowłosy mężczyzna, z ciężkim
westchnieniem otwierając furtkę i wchodząc do ogrodu otaczającego dom ofiary.
Przeszli dróżką obramowaną gęsto rosnącymi, pachnącymi kwiatkami i skierowali
się do drzwi wejściowych.
Wystarczyło
wejść przez niewielki ganek do środka, aby znaleźć się na miejscu morderstwa. W
oświetlonym korytarzu znajdował się tłum policjantów, komisarz z trudem
przecisnął się do stromych schodów, gdzie leżała na podłodze nieżyjąca,
zakrwawiona dziewczyna.
—
Urocza noc, czyż nie? — zagadnął go wesoło doktor Cliffe. — Idealna na
zamordowanie ładnej, szesnastoletniej dziewczyny. Nie sądzisz?
—
Tak, w taką noc jak ta, to tylko mordować szesnastoletnie dziewczyny, masz
rację. – Kincaid ukucnął obok ofiary, uważnie przyglądając się jej ciału. — A
tak na poważnie, doktorze. Jesteś pewny, że ta szesnastolatka po prostu nie
spadła z tych schodów?
—
Oczywiście, że spadła i bez wątpienia jest to przyczyna jej zgonu, komisarzu. —
Doktor ukucnął również i wskazał kilka miejsc na ciele ofiary. — Ale te
obrażenia i układ jej ciała nie wskazują na to, aby Mia Kelly samoczynnie
spadła z tych schodów. Ktoś musiał jej w tym pomóc.
Nayer
uważnie przyjrzał się leżącej ofierze. Oprócz tego, że jej twarz i odsłonięte
ramiona były pokryte krwią, nie uszło jego uwagi, że młoda kobieta, żyjąc,
musiała uchodzić za bardzo atrakcyjną wśród swoich znajomych. Miała charakterystyczne,
bardzo długie, czarne włosy, które obecnie leżały bezwładnie dookoła jej głowy,
szczupłą, dziewczęcą sylwetkę i piękne, duże, zielone oczy, co niestety dało
się zauważyć również po śmierci, gdyż jej powieki pozostały otwarte.
—
Mia Kelly — rzekł wolno Kincaid, podnosząc się z ciężkim westchnieniem. — Ładna
dziewczyna — dodał ze smutkiem.
— Ano
ładna — przyznał doktor Cliffe, zabierając się do odejścia. — Zbadam ciało i
powiem ci o niej więcej. Jak zawsze zresztą. Nie?
—
No.
—
Uśmiechnij się, człowieku! — Doktor klepnął czarnowłosego mężczyznę w ramię.
— Raczej
nie mam za bardzo powodu do uśmiechu — odparł smętnie komisarz. — Ani sceneria
ani okoliczności temu nie służą.
Patolog
odszedł, a przyszedł Ares. Rozleniwiony, rozespany, z trudem trzymał się na
nogach, więc od razu usiadł obok swojego pana i zaczął szeroko ziewać.
—
Kogo my tu mamy? — odezwał się Nayer na jego widok, po czym lekko szturchnął
psa łokciem. — Weź się ogarnij i nie rób siary, ludzie na nas patrzą. Jaki
dajesz przykład? Obczaj lepiej czy nic ciekawego nie pozostawił po sobie
morderca. No już, lecisz.
Owczarek jeszcze chwilę posiedział,
poziewał, po czym zgodnie z poleceniem ruszył na obchód. Nayer ujrzał
wchodzących do pomieszczenia Willa z Roxanne, więc ruszył do nich, aby się
przywitać. Niestety, w połowie drogi rzuciła się na niego ciemnowłosa kobieta w
średnim wieku.
—
Kto zabił moją córcię?!! — ryknęła na całe gardło, chwytając mężczyznę obiema
rękami za koszulę.
— Spokojnie.
— Komisarz usiłował odsunąć od siebie ręce zapłakanej kobiety. — Wszystkiego
się dowiemy w swoim czasie, może być pani tego pewna.
—
Akurat!!! — wrzeszczała kobieta, uporczywie patrząc mu w oczy i wciąż nie
wypuszczając z rąk jego białej koszuli. — Ja chcę to wiedzieć teraz!!! Już!!!
Chcę pomścić moją Dżasminę!!! Niech pan mi powie, kto jej to zrobił?!!!
—
Powiem pani, kiedy sam się tego dowiem — tłumaczył cierpliwie Nayer, starając
się jednocześnie uspokoić matkę ofiary. — Jest pani zmęczona, dużo pani
przeszła, powinna pani…
—
Już ja wiem, czego chcę i co powinnam!!! — parsknęła ciemnowłosa. — Chcę zabić
tego przeklętego gnoja, pomścić moją Dżasminę!!! Zabiję go!!! Pójdę siedzieć,
ale zabiję!!! Chcę widzieć, kiedy będzie zdychał! Chcę pomścić córkę!!! Ja chcę,
ja… - Kobieta nie dokończyła. Zamiast tego z całej siły przytuliła się do
Nayera i wybuchnęła głośnym płaczem, mocząc mu obficie koszulę swoimi łzami.
Kincaid objął lekko szlochającą panią,
starając się ją jakoś pocieszyć. Nie trwało to długo, bowiem do mieszkania
wleciał jakiś mężczyzna z przerażonym spojrzeniem i z rozwianymi włosami.
—
Co tu się dzieje?! — krzyknął, a następnie jego wzrok zatrzymał się na nieżyjącej,
czarnowłosej dziewczynie. – Jezusie Chrystusie!!! – wrzasnął, przytykając
dłonie do swoich policzków. — Dżasmina?! Dżasmina! — W następnej chwili rzucił
się do Mii. Chciał chyba podbiec do zwłok i bezskutecznie próbować ożywić
ciało. Został zatrzymany przez Willa i Martina, którzy z trudem odciągnęli
wrzeszczącego mężczyznę na bok.
—
Ricci! O Boże kochany!!! — Kobieta, tuląca się dotychczas do Nayera, odsunęła
się od niego i podbiegła do mężczyzny trzymanego przez policjantów.
—
Kasandra, co się stało Dżasminie?!! — Mężczyzna, nazwany Ricci, wyrwał się
Martinowi i Willowi i chwycił w objęcia ciemnowłosą.
—
Nie żyje!!! Ktoś ją zabił!!! O, Boże! O, Boże! — Kobieta na nowo zaczęła
płakać, a Ricci ją przytulił. Trwali tak wtuleni w siebie aż do momentu, gdy
zaczęto zabierać ciało z miejsca morderstwa.
—
Zostawcie naszą Dżasminę!!! — Najpierw rzuciła się matka, potem ojciec.
Komisarz
musiał przytrzymać będącą w szoku panią Kasandrę, a Will i Martin ponownie
zajęli się wymachującym pięściami Riccim.
—
Spokojnie, wszystko będzie dobrze! — Nayer uspokajał trzęsącą się matkę Mii. —
Wszystko będzie dobrze – powtarzał, ale na marne. Pani Kasandra tak mocno
szlochała, że aż w końcu zasłabła. Zsunęła się bezsilna, opadając prosto w jego
ramiona, którymi ją obejmował.
— Potrzebny
lekarz! — krzyknął, kładąc zemdloną kobietę na podłogę. — Dalej!
Podbiegł
do nich doktor, który zjawił się z karetką pogotowia chwilę po przyjeździe
policji. Ricci przejął się żoną i przerażony klęknął obok niej. Na chwilę
zapomniał o Mii, a to pozwoliło odpowiednim służbom zabrać ciało dziewczyny. Wkrótce
pani Kasandra wróciła do świadomości, ale komisarz nie miał serca rozmawiać z
nią dzisiaj. Bezszelestnie wyszedł z domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Ares,
przestraszony krzykami i podniesionymi głosami, szedł niespokojny obok niego.
Obydwóm odechciało się już spać.
—
Co za przeklęta noc – powiedział ze złością mężczyzna, otwierając drzwi
samochodu. Jednak pies nie wszedł do środka, tylko z cichym skomleniem
przytulił się bokiem do jego nogi. — A z tobą co? Ciebie też mam pocieszać? –
Komisarz spojrzał na owczarka. Pies drżał na całym ciele i wlepiał w niego
błagalne, szeroko otwarte oczy. — No daj spokój, nie bój się. — Nayer kucnął
obok i mocno przytulił Aresa. — Nie bądź ciepłą kluską, no coś ty… — głaskał go
i szeptał do jego uszka słowa pocieszenia. — Taki wielki owczarek, a taka
boi-dupa, wstyd. Przestraszył się zamieszania i krzyków w domu. Gdyby to jakaś
suczka teraz widziała, to by się z ciebie śmiała w głos.
Wjazd
na ambicję zawsze był skuteczny. „Męska” duma Aresa w tym momencie ucierpiała i
pies natychmiast wziął się w garść. Z nerwowym pomrukiem odsunął się od swojego
pana i wskoczył do samochodu, powarkując coś protestująco pod nosem.
***
Na drugi dzień pani Kasandra i jej mąż
Ricci byli w o wiele lepszym nastroju do rozmowy. Owszem, wciąż opłakiwali
córkę, matka nie kryła swoich łez, ale byli spokojniejsi i nieskłonni do
awantur. Posłusznie odpowiadali na wszystkie pytania komisarza, byli zgodni i miało
się wrażenie, że równie dobrze znali swoją córkę.
—
Tak w zasadzie Dżasmina nie była moją prawdziwą córką, byłem jej ojczymem —
wyznał pan Ricci, smutno trzymając swoją żonę za rękę. — Ale kochałem ją jak
własną. Była dla mnie wszystkim.
—
Dla mnie też — chlipnęła pani Kasandra, wyciągając dłoń do Aresa. Posłusznie do
niej podszedł i usiadł, pozwalając się głaskać.
—
Wyjaśnijmy sobie jedno — zaczął komisarz. — Wasza córka miała na imię Mia,
prawda?
—
Tak. Mia.
—
Dlaczego więc ciągle nazywacie ją Dżasminą?
—
Och. — Pani Kasandra uśmiechnęła się ciepło. — To przez jej długie, czarne
włosy. Znajomi Mii już od bardzo dawna zaczęli ją w ten sposób nazywać, a my z
mężem później to podchwyciliśmy.
Nayer
nie miał bladego pojęcia, co miały czarne włosy do imienia, ale postanowił się
nie błaźnić i nie drążyć tematu. Najwyraźniej jakaś sławna Dżasmina, o której nigdy
nie słyszał, musiała mieć długie włosy i stąd pseudonim nieżyjącej córki
państwa Kellych.
—
Czy Mia miała znajomych, chłopaka? — zadał kolejne pytanie.
—
Tak, miała koleżanki i kolegów — stwierdziła pani Kasandra. — Niektórzy
przychodzili do niej do domu. Chłopaka nie miała, ale dużo czasu spędzała ze
swoją przyjaciółką Julcią. Mogę podać panu adres, były ze sobą naprawdę zżyte.
—
Poproszę — zgodził się Nayer, biorąc ostatniego łyka kawy, którą został
poczęstowany. Następnie wstał. — Czy mógłbym rozejrzeć się po pokoju
dziewczyny?
—
Oczywiście — zgodzili się państwo Kelly, pan Ricci wskazał komisarzowi
odpowiednie drzwi, a pani Kasandra poszła zapisać na kartce adres przyjaciółki.
Ares poszedł za nią, chcąc być nadal głaskany, ale widząc, że jego pan oddalał
się od niego po schodach w górę, ruszył truchcikiem za nim.
Pokój Mii nie wyróżniał się niczym
szczególnym. Na niebieskich ścianach wisiały plakaty sławnych zespołów, których
najwyraźniej nastolatka miała za swoich idoli, był telewizor, laptop, dużo
książek i młodzieżowych magazynów. Na środku pokoiku stał niewielki stolik, a
obok niego równie nieduży, niebieski tapczanik. Nayera zainteresowało biurko, stojącą
pod ścianą, a owczarka właśnie ów tapczanik. Wskoczył na niego, sadowiąc się na
miękkich poduszkach.
—
Oszalałeś? — wkurzył się niebieskooki mężczyzna. — Nie jesteś u siebie, złaź!
Rozległy
się kroki na schodach: to pani Kasandra zapewne niosła obiecany adres Julci.
—
Ares, zejdź z łóżka! Będzie całe w twojej sierści, złaź! – Ponieważ pies nie
reagował, mężczyzna musiał na siłę go ściągnąć. Zdążył w ostatniej chwili, bo
pani Kasandra już była w drzwiach.
—
Oto ten adres, komisarzu — rzekła smutno, podając mu karteczkę z zapisanym
adresem.
—
Bardzo dziękuję — odparł mężczyzna, uśmiechając się lekko i chowając karteczkę
do kieszeni. — Mogę się rozejrzeć? — upewnił się raz jeszcze.
—
Oczywiście. — Kobieta przysiadła na niebieskim tapczaniku, a Ares natychmiast
usadowił się obok niej.
—
Nie mam już do niego sił — westchnął komisarz, wpatrując się z naganą w swojego
psa.
—
Ale niech sobie śpi! — obroniła go pani Kasandra i nawet się uśmiechnęła, po
raz pierwszy od śmierci córki. — Jest taki słodki! — I zaczęła go głaskać. Ares
zmierzył swojego pana zwycięskim spojrzeniem, położył łeb na kolanach kobiety i
zaczął sobie drzemać.
Komisarz zajął się biurkiem dziewczyny.
Otworzył je i zaczął przeglądać leżące tam książki, czasopisma i zeszyty.
Liczył, że może uda mu się odnaleźć jakieś zdjęcia, pamiątki, coś, co pomogłoby
mu odnaleźć mordercę. Zabójca musiał przecież znać Mię, inaczej by jej nie
zabijał. Najwyraźniej miał cel w zepchnięciu szesnastolatki ze schodów. Całkiem
możliwe, że znali się z ofiarą i w ten sposób udało mu się wejść do mieszkania.
Możliwe, że Mia sama go wpuściła. Nayer otwierał i przeglądał każdy zeszyt i
każdą książkę.
—
Matematyka, chemia, angielski — wymieniał cicho, odkładając odpowiednie zeszyty
na miejsce. Kolejny był gruby brulion z mocno już zniszczoną okładką w czarno —
czerwoną kratkę. Mężczyzna otworzył go tak samo jak pozostałe i jego oczom
ukazał się taki napis:
Własność:
Mia Kelly
„Dżasmina” :)
Tknięty
przeczuciem, że odnalazł coś istotnego, Nayer czym prędzej przewrócił kartkę.
Dżasmina nie byłą zbyt
atrakcyjną dziewczyną, bynajmniej tak o sobie myślała. Naprawdę miała na imię
Mia, ale ze względu na jej długie, czarne włosy, przyjaciele nazwali ją
Dżasminą. Dżasmina była bardzo mądrą i rozważną dziewczyną, lubiła chodzić na
zabawy (jak każda dziewczyna!), uwielbiała spacery. Jej mama i ojczym byli
bardzo dobrzy dla niej, choć czasem na za mało rzeczy jej pozwalali.
—
Komisarzu? — Z czytania wyrwał mężczyznę głos pani Kasandry. — Znalazł pan coś
istotnego?
— Chyba
tak. — Czarnowłosy zamknął zeszyt, wstał i usiadł obok kobiety. — Czy pani
wiedziała, że pańska córka prowadziła pamiętnik?
—
Pamiętnik? — Pani Kelly szeroko otwartymi oczami spojrzała na gruby brulion z
okładką w czarno — czerwoną kratkę, trzymany przez komisarza. — Nie wiedziałam…
—
Jeżeli pani się zgodzi, wezmę go. Do pamiętnika wpisuje się często różne
intymne szczegóły z życia, często się o nich głośno nie mówi. Możliwe, że Mia
zapisała w swoim pamiętniku coś, co pomoże nam ustalić, kto ją zamordował i
dlaczego.
—
W takim razie niech pan go weźmie — zgodziła się mama Mii, wciąż patrząc
nabożnie na zeszyt, jakby był to najcenniejszy skarb, jaki do tej pory widziała.
Nayer też obchodził się z pamiętnikiem
jak z jajkiem. Niósł go przyciśniętego do siebie, jakby się bał, że go zgubi. W
tym momencie ten zeszyt stanowił jego jedyną poszlakę i mężczyzna nie mógł się
już doczekać, gdy zasiądzie do jego lektury. Wydawało mu się, że Dżasmina już
na pierwszych stronach napisała coś istotnego. Wszedł z pamiętnikiem i psem do
biura, machinalnie odpowiedział pracownikom „dzień dobry” i z tekstem: „Nie
przeszkadzać” – zamknął się w swoim gabinecie. Usiadł za biurkiem i drżącymi
lekko dłońmi otworzył pamiętnik.
Także jej rodzina mogła nawet ujść
w tłoku. Co do przyjaciół — niedawno Dżasmina poznała wspaniałą trójkę, za
którą oddałaby życie. Jednym z nich była Julka, wesoła dziewczyna z poczuciem
humoru. Od pierwszego wejrzenia zauważyły, że są stworzone dla siebie. Po
prostu idealnie się dogadywały! Był jeszcze Matt, który bardzo podobał się
Julce, a ona jemu. No i Dann – przyznam szczerze, że Dżasmina była w nim
zakochana po uszy, a on w niej. Mogliby zostać parą, gdyby nie fakt, że dla
Dżasminy najważniejsza była nauka, a nie miłość. Dann miał wiecznie do niej
pretensje o to, ale ona była uparta.
Nayer
przewrócił stronę. Zdążył się już przyzwyczaić, że pisząc o sobie, Mia używała
trzeciej formy osobowej, a nie pierwszej. Ares położył się obok niego i cicho
chrapał.
Dżasminie w szkole szło dobrze,
miała czwórki i piątki, była bardzo ambitna. Czasami chodziła smutna, gdy
rozpaczała, że nie jest ładna. Często popłakiwała w nocy z powodu wyglądu. Ale
cieszyła się, że Dann wybrał ją. Bardzo go kochała, a nie mogli być razem.
— Sama
sobie stwarzała problemy — powiedział komisarz do Aresa, głaszcząc go po
główce. —Nie dość, że była taka śliczna, to uważała się za brzydką i z tego
powodu płakała po nocach. Kochała Danna, ale go od siebie odrzucała, bo nauka
była dla niej najważniejsza. Rozumiesz coś z tego?
Ares
nie rozumiał. Popatrzył tylko na mężczyznę, potem na pamiętnik, a potem wstał i
poszedł po piłkę leżącą w kącie.
—
Tak myślałem, że nic nie zakumasz. Baw się, baw. — Mężczyzna ponownie
przystąpił do czytania.
Dżasmina chodziła do LO, miała
okropną klasę. Niektóre dziewczyny były dla niej wredne i śmiały się z jej
wyglądu. I właśnie z tego powodu Dżasmina płakała w nocy. O tym jej mama i
ojczym nie wiedzieli, nie chciała im o tym mówić, uznaliby ją za wariatkę
(płacze za wyglądem).
—
I dalej w kółko to samo — skomentował znowu Nayer, już nieco zniecierpliwiony
narzekaniami dziewczyny. Przewrócił o kartkę dalej, bo wywnioskował, zresztą
słusznie, że na tamtych stronach Mia dalej żaliła się na swoją brzydotę. A on
tak bardzo chciał odnaleźć coś istotnego w zapiskach szesnastolatki!
Tam gdzie mieszka Dżasmina jest
kilka koleżanek (o ile można je tak nazwać!) i kolega, którego nie lubiła, gdyż
był cwaniakiem. Esme była dobrą koleżanką, a w sprawach pilnych można było na
nią liczyć. Dżasmina lubiła ją najbardziej. Były jeszcze Monica i Ala, były
siostrami. Miały podobne charaktery, choć Dżasmina uważała, że Alicja jest
lepsza. Ostatnio jednak zmieniła zdanie. Monica była uparta i miała okropny
charakter, wiele razy prosiła ją Dżasmina o coś, a ona tego nie chciała zrobić.
Dżasmina próbowała ją zmienić na lepsze, gdyż była ona dobrą osobą i chciała,
aby Monica się zmieniła. Ale to nic nie dało. Śmieszne było to, że Monice
podobał się cwaniak!!!
—
Coraz więcej bohaterów — oznajmił mężczyzna Aresowi, który bawił się piłką. Komisarz
sięgnął po długopis i kartkę i zaczął na bieżąco wypisywać imiona występujących
w pamiętniku postaci.
Co do Alicji, na początku była
kochanym dzieckiem, wraz z wiekiem zaczęli jej podobać się chłopcy. Nie było w
tym nic złego, gdyby Alicja nie zaczęła przesadzać. Miała kilku chłopaków, a
jednego 40- letniego! No oczywiście, że był za stary, gdyż Alicja ma dopiero 15
lat! A z drugim, dwudziestoletnim, chodziła, piła, a nawet całowała się w
szkole (gdzie były także dzieci z podstawówki!). Ale jej to nie przeszkadzało!
Bardzo ma zjechaną reputację. Byłam z nią przyjaciółką dwa razy. Za pierwszym
razem nasz kontakt się urwał, gdyż Ala znalazła sobie inną przyjaciółkę. A
drugi raz napisała do mnie smsa abyśmy znowu były przyjaciółkami. Dżasmina jest
dobrą osobą i dała jej szansę. Ale teraz już wiem, że Ala zrobiła to tylko
dlatego aby pochwalić się swoim 40-letnim facetem!
—
Martin! — zawołał Nayer ze swojego biura.
—
Co jest? — Do gabinetu komisarza posłusznie wszedł blondwłosy policjant.
—
Zawołaj Roxanne i sami też usiądźcie z Willem w drugim pokoju przy stole.
Robimy naradę.
—
Aha, burza mózgów! — krzyknął rozradowany Martin, bo bardzo lubił tę formę
debatowania. — Już po nią idę i siadamy!
Teraz gdy poznałam Julcię
wszystko jest inaczej. Ale wtedy jeszcze jej nie znałam i chciałam urządzić
zabawę andrzejkową u nas na sali bankietowej. Poszłam do Esme aby to obgadać.
No ale Esme była chora i powiedziała, że nie przyjdzie, bo będzie na sali zimno
i takie tam. No to napisałam smsa do Monicy i Ali, aby przyszły. Z Monicą byłam
na bakier, bo ona jest zazdrosna o wszystko co mam: o mój pokój, komputer,
nawet o pomalowane paznokcie! No ale przyszły jakieś nadęte i nie zdjęły nawet
kurtek, tylko „cześć” i usiadły. Esme powiedziała, że chcemy zrobić zabawę andrzejkową
u nas. Monica stwierdziła, że więcej roboty niż zabawy, a Alicja, że jedzie do ……
na andrzejki!!! Powiedziała coś jeszcze do Esme (rozmawiała z nią), po czym
odwróciła się i wyszła. Monica za nią. Szczerze mówiąc, myślałam, że sobie
porozmawiamy jako przyjaciółki, no a ona jak mnie potraktowała? A ja dałam jej
szansę, trzeciej już jej nie dam!
—
Nayer, chodź, Roxanne już przyszła! — Martin zapukał do drzwi.
—
Momencik, już idę! — odkrzyknął komisarz, ponownie wczytując się w treść
pamiętnika.
No to byłam na ogólnych andrzejkach
dla wszystkich. Monica i Ala też tam były, ale jechałyśmy osobno, bo ja już z
nimi razem nigdy nigdzie nie pojadę! One po prostu nie lubią osób dobrych,
troskliwych i tyle. Ja wytańczyłam się, lecz Monica z taką jedną koleżanką cały
czas siedziały na ławce. Zabrałam Monicę do tańca na początku, ale jest
strasznie sztywna. No ja się cały czas staram dla niej, a ona dla mnie nie!
Oczywiście Alicja była z Abi, tańczyły przytulając się do siebie, obejmując się
i tak dalej, normalnie jak jakieś Tatu!!! Tylko wstyd dla dzieci z podstawówki
robiły! Biedna Ala nie miała żadnych chłopaków starszych do tańca, więc musiała
prosić młodszych! Zerwała ponoć z tym dwudziestoletnim. Jakie to komiczne!
Biedna Alicja, co ona ma z tego życia? Już ją wytykają palcami! Ja jestem
marzycielką i chce mieć jednego jedynego chłopaka i z nim być. Nie wiem jak
dziewczyna może całować się z kilkoma innymi chłopakami, zmieniać ich jak
rękawiczki, to okropne!
— Wystarczy,
mam dość. — Komisarz zamknął pamiętnik i wstał od biurka.
***
— Tam, gdzie mieszka Dżasmina, jest
kilka koleżanek — informował Nayer Roxanne, Martina i Willa, kiedy siedzieli
wszyscy razem przy stole w pokoju. — O ile można je tak nazwać! — dorzucił po
chwili, cytując na głos treść pamiętnika i wtedy wśród zgromadzonych przeszedł stłumiony
chichot. — Że tak zmienię trochę temat. — Kincaid podniósł wzrok znad zeszytu. —
Czy ktoś z was może mi wyjaśnić, kim była albo jest kobieta o imieniu Dżasmina?
Mię tak nazywano.
William
napił się wody ze szklanki.
—
To ta księżniczka z bajki o Aladynie, nie? — powiedział.
—
Nie wiem! — Komisarz się roześmiał.
—
Ja też nie kojarzę w tej bajce żadnej kobiety — odezwał się Martin.
—
Była, była — stwierdziła Roxanne, marszcząc brwi i usiłując to sobie przypomnieć.
— Nie pamiętam dokładnie, jak wyglądała, ale na pewno jakaś księżniczka w
„Aladynie” była.
—
To się dziwię, że wy nie kojarzycie! — Will zwrócił się z uśmiechem do
mężczyzn. — Przecież to taka sexy lala była! Latała w takich skąpych ciuszkach
z Aladynem na dywanie i włosy miała takie dotąd. — Tu policjant zrobił ruch
ręką wskazujący swoje kolano.
—
Czarne były? — spytał Nayer.
—
Co?
—
No, te jej włosy.
—
Tak, czarne.
Martin
popatrzył na komisarza znacząco.
—
I się wyjaśniło pochodzenie pseudonimu Mii — rzekł.
—
Na to wygląda — przyznał komisarz, otwierając pamiętnik. — To słuchajcie dalej —
wziął wdech, po czym odczytał na głos: — Tam, gdzie mieszka Dżasmina, jest
kilka koleżanek, o ile można je tak nazwać oraz kolega, którego nie lubiła,
gdyż był cwaniakiem.
—
O, wow — zaśmiał się głośno Martin. — Poważny zarzut.
—
No raczej.
—
I to jedyny argument, który skłaniał ją do nielubienia kolegi? Że był
cwaniakiem?
—
Tak.
— Yhm,
spoko. To co tam dalej ciekawego?
—
Julcia była jej najlepszą przyjaciółką, bardzo dobrze się dogadywały — mówił
komisarz. — Był jeszcze Dann. – Mężczyzna uniósł niebieskie oczy znad tekstu i
dorzucił z uśmiechem: — I szczerze powiem, że Dżasmina była w nim zakochana po
uszy, a on w niej!
— Weź
nie parodiuj — rzekła Roxanne, widząc, że Nayer prześmiewczo cytował treść
pamiętnika.
— Ale
nie mogli być razem, bo dla Dżasminy najważniejsza była nauka — kontynuował
komisarz, ignorując policjantkę.
—
A co ma jedno do drugiego? — zastanowił się na głos Will. — Skoro obydwoje byli
w sobie na zabój zakochani, to nie widzę problemu, aby pogodzić naukę z byciem
razem.
—
Oj, bo Dżasmina pewnie sądziła, że jak będzie spędzała dużo czasu z Dannem, to
zawali swoje oceny — wyjaśniła Roxanne, sięgając po słonego paluszka. — Mów dalej,
Nayer.
— Odnośnie
koleżanek. — Komisarz zerknął w treść, po czym uśmiechnął się i ponownie zaczął
cytować: — Esme jest dobrą koleżanką, a w sprawach pilnych można na nią liczyć.
Jest jeszcze Monica i Alicja, są siostrami.
—
I co tam u nich? — zagadnął Will, również zaczynając chrupać słone paluszki.
—
Obydwie mają okropne charaktery, Dżasmina chciała je zmienić, gdyż jest ona
dobrą osobą. To znaczy była.
— Tak,
aha, ona najchętniej to chyba cały świat by zmieniła — parsknął Martin. — Za
kogo ta dziewczyna się miała, aby zmieniać innych? Ten zły, ta niedobra, a ona,
kurde, najlepsza.
—
Nie wiem. — Nayer napił się wody ze szklanki. — Monica była uparta i miała
okropny charakter, przy tym zazdrościła Dżasminie wszystkiego: pokoju, a nawet
pomalowanych paznokci.
—
A Alicja? — zapytała Roxanne.
—
Co do Ali, na początku była kochanym dzieckiem, ale z wiekiem zaczęli jej
podobać się chłopcy — cytował komisarz, a Martin z Willem parsknęli
niepohamowanym śmiechem. — Nie byłoby w tym nic złego, gdyby Alicja nie zaczęła
przesadzać. Miała kilku chłopaków, jednego 40 – letniego, drugiego 20 -
letniego i paru innych. Chodziła z nimi, piła i całowała się w szkole, gdzie
były również dzieci z podstawówki. Ale jej to nie przeszkadzało!
—
No popatrz! Jaka niedobra!
—
Przestańcie parodiować, chłopaki — ponowiła prośbę Roxanne. — Nie naśmiewajcie
się z biednej dziewczyny.
—
My się nie naśmiewamy, tak jest słowo w słowo napisane w pamiętniku —
wytłumaczył Kincaid, unosząc gruby brulion do góry.
— Szkoda,
że takie pierdoły tam zapisywała — westchnął rozczarowany Will, nalewając sobie
picia do szklanki.
—
Niestety — westchnął Nayer. — Dzielnie dobrnąłem do piątej kartki i nie mam
siły ani czasu czytać tego dalej.
—
Ale czego wy wymagacie od szesnastolatki, co? — Ciemnowłosa policjantka
wygodnie oparła się na krzesełku. — Przecież ona opisywała swoje wydarzenia z
życia, a co oprócz szkoły, koleżanek i chłopaków może dzisiaj interesować
nastolatkę? Nie oczekujcie cudów.
—
Trzeba przede wszystkim zająć się wymienionymi przez nią osobami — rzekł
komisarz, wstając od stołu. — Każdy z nich może być potencjalnym mordercą.
Zarówno Julcia, Dann, Monica, Alicja, Matt, Abi, „cwaniak” i Esme znali
Dżasminę i mógł to zrobić każdy z nich. Ja mam adres Julki, więc ją
przesłuchamy pierwszą. Martin, ty pojedziesz ze mną.
—
Jasne. — Blondwłosy wstał i zaczął zakładać marynarkę.
—
Will, ty zadzwoń do pani Kasandry Kelly i wypytaj ją o adresy pozostałych osób
z pamiętnika. Powinna wiedzieć o kogo chodzi, na pewno znała przyjaciół swojej
córki.
— Robi
się. — William posłusznie wyszedł z pokoju.
—
A ja? — Roxanne również wstała. — Dla mnie też jakieś polecenia, komisarzu?
—
Tak. — Nayer podniósł ze stołu pamiętnik i wcisnął go kobiecie do rąk. —
Przeczytaj go od deski do deski.
Prychnęła,
odrzucając ciemnobrązową grzywkę, wpadającą jej na lewe oko.
— Sądzisz,
że ja mam czas na czytanie o tym: „Och, jaka ja jestem brzydka” albo: „Jaka ta
Alicja jest niemoralna”?
—
Nie parodiuj — upomniał ją komisarz, jednocześnie powtarzając wcześniejsze jej
słowa. Wziął do rąk kluczyki od samochodu. — Tak sobie pomyślałem po prostu, że
jako kobieta może bardziej zrozumiesz tę dziewczynę. I może napisała coś
ważnego nieco dalej. Musimy ogarnąć cały ten pamiętnik.
—
Dobra — westchnęła policjantka, wkładając zeszyt do swojej torebki. —
Przeczytam i dam ci znać, kiedy skończę.
—
Byle szybko. — Nayer przechodząc, musnął dłonią jej ramię. — To na razie.
—
Martiiiin! — rozległo się nagle z drugiego pokoju.
—
Cooo?! — wydarł się Martin, już prawie wychodząc z Aresem i komisarzem na
zewnątrz.
—
Pani Kasandra mówi, że Dann i Matt mieszkają nieopodal Julki!
— To
świetnie. Ja pójdę pogadać z dziewczyną, a ty się zajmiesz nimi dwoma —
postanowił Kincaid.
***
Z racji tego, że Julcia była
niepełnoletnia, jej rodzice mogli być obecni przy rozmowie. Oczywiście, gdyby
chcieli zapewnić córce swobodę podczas przesłuchania, mogliby pozostawić ją sam
na sam z komisarzem. Niestety – nie zamierzali. Blada szesnastolatka usiadła na
środku beżowej kanapy w salonie, po jej lewej stronie zasiadła mamusia, a po
prawej tatuś.
—
No, mów Juleczka, co wiesz. — Matka poklepała córeczkę po ręce, głupio się
uśmiechając.
—
Mów, mów — dodał ojciec, częstując komisarza równie głupim, przesadnie błogim
uśmiechem.
Nayer
doszedł do wniosku, że rodzice Julki nie tylko byli nadopiekuńczy i traktowali
dziewczynę jak małe dziecko, ale również byli wścibscy i interesowało ich, co
córka wiedziała na temat przyjaciółki. A nuż dowiedzieliby się o jakimś
skandalu? Tego stanowczo nie mogli przegapić. Kincaid starał się nie oceniać
nigdy ludzi zbyt pochopnie, ale czuł, że już nie lubi tych dwojga spragnionych
plotek osób.
Sama
Julcia była wyraźnie speszona ich obecnością w pokoju i nie wyglądała na
rozmowną. Spuściła oczy, a dłonie zaplotła w ciasny koszyczek na kolanach.
Pewnie siedziałaby tak jak posąg do samego wieczora, gdyby komisarz się nie
odezwał.
—
Piękne paznokcie — powiedział, by odstresować trochę dziewczynę.
Spojrzała
najpierw na niego, potem na swoje zabójczo czerwone paznokcie, a potem się
uśmiechnęła.
—
Dziękuję — szepnęła cicho, lekko się przy tym rumieniąc.
—
Tak, piękne, tak — zgodziła się natychmiast zadowolona matka, a ojciec
pogładził córunię po włosach.
—
No dobrze… — Mężczyzna westchnął. Ares położył się na dywanie obok jego nóg. — Byłaś
z Mią bardzo zżyta, prawda? Jej mama powiedziała mi, że praktycznie byłyście
nierozłączne. To prawda?
—
Tak — odparła cicho dziewczyna, spuszczając oczy. — Bardzo dobrze się
dogadywałyśmy. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
—
Tym bardziej mi przykro, że tak się stało — rzekł mężczyzna, biorąc głęboki
wdech. — Mia musiała zatem bardzo ci ufać. Mówiła ci czasami o czymś, czego
nigdy by nie powtórzyła nikomu innemu?
Julka
uniosła na niego swoje brązowe spojrzenie i mocniej zacisnęła splecione na
kolanach ręce.
—
Czasami tak — wymówiła z wahaniem.
—
Być może wiesz najwięcej z nas wszystkich — stwierdził komisarz, uważnie
wpatrując się w szesnastolatkę. — Czy Mia powiedziała ci ostatnio coś, co
mogłoby wskazywać na jej mordercę? A może coś zmieniło się w jej życiu, coś, co
pozwoli nam ustalić, kto i dlaczego ją zabił?
—
No? No? — podnieciła się matka, z przejęciem patrząc na swoją córkę i nie mogąc
doczekać się odpowiedzi. Ojciec tak samo zaciekawiony wpatrywał się w nią z
drugiej strony.
Julcia
była osaczona. Mocno zacisnęła usta i zarumieniła się na twarzy. Później popatrzyła
błagalnym spojrzeniem na komisarza, który wyczytał z jej oczu jasny przekaz o
treści: „Nie chcę tu przy nich rozmawiać”.
—
Nie — odpowiedziała potem, zakładając jasne włosy za ucho i patrząc gdzieś w
bok. — Nic nie wiem, o niczym mi dziwnym nie mówiła. Do końca zachowywała się
normalnie.
Nayer
doskonale wiedział, że kłamała. Wiedziała o czymś, ale przy rodzicach nie
chciała o tym mówić. Zrozumiał. Wstał od stołu, podziękował i ruszył do drzwi
wyjściowych. Zatrzymał się jednak w połowie drogi.
—
Co robiłaś w czasie, gdy twoja przyjaciółka została zabita? — spytał Julkę. — To
rutynowe pytanie — zapewnił, widząc jej przestraszoną minę.
Dziewczyna
nie zdążyła sama odpowiedzieć.
—
Oczywiście, że spała! — wykrzyknęła matka. — Przecież to była noc! O tej porze
moja córka śpi! A my z mężem byliśmy tego świadkami!
—
Do widzenia! — pożegnał się komisarz, wychodząc z domu.
***
Will zdobył adresy pozostałych osób
opisanych w pamiętniku. Razem z Martinem spotkali się wszyscy troje w parku
niedaleko domu Julki.
—
Dann wygląda na niegroźnego — poinformował Martin, wkładając ręce do kieszeni. —
Ale kto jego tam wie? Przyznał się wprawdzie, że Mia mu się podobała, ale nic
więcej. Uczęszczali z Julką, Mią, Mattem, Esme, „cwaniakiem” i Monicą do jednej
klasy. Nie wygląda mi na mordercę i ma alibi na tę noc. Był z kumplem w kinie,
pokazał mi bilet. Wszystko się zgadzało.
—
A Matt? — spytał Nayer, zakładając ciemne okulary, bo słońce tego letniego
popołudnia zaczynało już niemiłosiernie prażyć.
— Matt
też nie powiedział nic ciekawego, nie wie, kto i czemu mógł zabić Dżasminę.
— Ma alibi?
— Ma. Był w domu i spał, a
ojciec z matką to potwierdzili.
— Dobra… - Komisarz
westchnął. — To kto nam został?
—
Monica, Alicja, Esme, Abi i „cwaniak”. A jak tam Julka? – zwrócił się do
swojego szefa Will.
—
Ona coś wie, ale przy rodzicach nie chciała rozmawiać, a oni nie zamierzali
zostawić nas samych – wyjaśnił czarnowłosy mężczyzna. - Musimy „złapać” ją
gdzieś kiedyś na mieście i przesłuchać. Okey, teraz nie ma czasu na gadanie.
Idziemy dalej.
—
Zatem w drogę. Jak się rozdzielamy?
—
Ja pójdę do Alicji i Monicy — zdecydował komisarz. — A wy się podzielcie między
Esme i „cwaniakiem”, mieszkają obok siebie. Do Abi pójdzie ten, kto pierwszy
skończy przesłuchanie.
***
Drzwi otworzyła mu uśmiechnięta
blondynka w krótkiej, różowej spódniczce i bluzce w tym samym kolorze. Nastolatka
była nieco pulchna, o miłej, okrągłej buzi, błękitnych oczkach i imponująco
dużym biuście.
— Hej!
— przywitała się entuzjastycznie, luźno opierając ramieniem o próg.
—
Hej — odpowiedział Nayer, oddając uśmiech. — To ty jesteś Alicja? — spytał,
chociaż był więcej niż pewny, że odpowiedź będzie twierdząca.
—
Taak — odparła dziewczyna zachęcająco, trzepocząc wymalowanymi rzęsami. — A mogę w czymś pomóc?
—
Tak. — Mężczyzna wyciągnął odznakę z kieszeni marynarki i podstawił ją
blondynce przed nos. — Komisarz Nayer Kincaid — przedstawił się. — Chciałbym
porozmawiać z tobą na temat zamordowanej Mii Kelly.
—
Tak, słyszałam o Dżasminie… To przerażające. — Alicja na chwilę posmutniała, po
czym szeroko otworzyła drzwi i gościnnie wskazała ręką wnętrze swojego
mieszkania. – Proszę wejść! – zaprosiła, miło się uśmiechając. — O, psiaczek! —
ucieszyła się, dopiero teraz dostrzegając owczarka u boku komisarza.— Jak ma na
imię?
— Ares — odpowiedział
Nayer, wchodząc z psem do mieszkania.
— Mogę pogłaskać?
— Jasne.
— A nie ugryzie?
Kincaid uśmiechnął się
tajemniczo.
— Pewnie się przekonamy,
kiedy go pogłaskasz – zażartował.
Alicja wybuchnęła głośnym śmiechem,
jakby powiedział wyjątkowo udany kawał.
— Z czego się śmiejecie? —
Z pokoju wyszła jasnowłosa kobieta w średnim wieku, ubrana tylko w szlafrok. —
Ooo, Alicja, czyżby to był twój nowy chłopak?! — zawołała, będąc najwyraźniej przyzwyczajona
do tego, że piętnastolatka zadawała się z dużo starszymi facetami od siebie.
—
Nie, mamo, coś ty! — odrzekła Ala takim tonem, jakby nigdy w życiu nie umawiała
się kimś, kto był przed trzydziestym rokiem życia. — To jest pan komisarz i
przyszedł ze mną porozmawiać o Mii.
—
A to rozmawiajcie sobie, pewnie, zrób panu kawy albo herbaty i sobie siedźcie. —
W przeciwieństwie do rodziców Julki, matka Alicji nie zamierzała się wtrącać w
ich rozmowę, za co Kincaid był jej ogromnie wdzięczny.
— Czy twoja siostra Monica
też jest w domu? — zapytał nastolatkę, kiedy przeszli do kuchni.
— Tak. Mam ją zawołać?
— Tak, zawołaj. Z nią
również chcę porozmawiać.
Alicja
była naprawdę przeurocza i Nayer nie dziwił się, że starsi mężczyźni tracili
dla niej głowę. Nie tylko kusiła swoim dziewczęcym wyglądem, ale też była
bezpośrednia i lubiła flirtować. Rozmawiając z nim, cały czas zachęcająco
mrużyła swoje niebieskie oczka, słodko się uśmiechała albo nieustannie poprawiała
swoje jasne loki. Co innego Monica — na tle siostry wypadała dość bezbarwnie.
Blada, ciemnowłosa, chuda i nad wyraz poważna. Obydwie jednak mówiły wszystko
to, co było zgodne z zapisami w pamiętniku Mii. Oczywiście, Nayer nie
powiedział im tego, ale byłby świadomy, kiedy i gdzie dziewczęta by skłamały.
—
My niezbyt się lubiłyśmy — mówiła Ala, kręcąc sobie loczka z boku głowy. —
Kilka razy bywało między nami lepiej, ale ostatnimi czasy praktycznie wcale nie
rozmawiałyśmy.
—
Dlaczego? — zainteresowało komisarza. — Czy zachowanie Mii uległo zmianie?
—
Ech… nie. Dżasmina była dla mnie po prostu zbyt nudna — wyznała Alicja. —
Miałyśmy odmienne zdanie na każdy temat i inaczej lubiłyśmy spędzać swój wolny
czas. Przy czym wiedziałam, że Mii nie podoba się sposób w jaki ja… No, cóż, w
jaki ja żyję. I nie lubiła moich chłopaków, no wie pan…
— Rozumiem
— odpowiedział Nayer, który dzięki pamiętnikowi wiedział o wszystkim. — A jak
było między wami? — zwrócił się do przeraźliwie chudej, poważnej Monicy. —
Chodziłyście do jednej klasy. Jak się dogadywałyście?
—
Nijak. — Dziewczyna wzruszyła ramionami. — Czasem lepiej, czasem gorzej. Nie
byłyśmy przyjaciółkami, często się kłóciłyśmy. Dżasminę naprawdę nic nie
wyróżniało z otoczenia, komisarzu. Może z wyjątkiem włosów. Ja naprawdę nie
rozumiem, dlaczego ktoś jej to zrobił. I nie mam zielonego pojęcia, kto to mógł
być. Dżasmina zawsze ostrożnie dobierała towarzystwo.
—
Była nudna i zwyczajna — dodała Alicja. — Ja też nie rozumiem, komu
przeszkadzała taka zwykła i niczym się nie wyróżniająca dziewczyna.
—
Ostatnie pytanie. — Komisarz uważnie popatrzył na młode kobiety przed sobą. —
Co robiłyście w tę noc?
Alicja
się znacząco roześmiała i popatrzyła na Monicę, jakby szukając u niej
pozwolenia na odpowiedź, ale starsza siostra zarumieniła się i również tylko zachichotała.
—
Nie rozumiem skąd ten śmiech — wyznał Kincaid, również lekko się uśmiechając. —
O co chodzi? Co robiłyście w tę noc?
— Bo… — zaczęła Monica, poważniejąc.
— Bo byłyśmy tej nocy na dyskotece. Nasze koleżanki mogą to potwierdzić. Ale
nie chciałybyśmy, aby nasza mama się dowiedziała, bo będziemy miały dym.
— No i słusznie — rzekł czarnowłosy,
wstając od stołu. — Nieletnie i już na imprezki chodzą?
— Oj tam, oj tam! —
machnęła ręką Alicja, uśmiechając się do niego przekonująco. — Tylko się
pobawiłyśmy.
— I raczej nieprędko już
się wybierzemy po tym incydencie z Mią — dorzuciła Monica.
Nayer nie miał już o co
pytać. Dziewczyny miały alibi i świadków, którzy by to potwierdzili. Czego
szukać tu więcej?
***
Albo Martin z Willem się guzdrali, albo
Esme i „cwaniak” mieli dużo do powiedzenia. Tak czy siak, to na niego spadła
rozmowa z Abi. Piętnastolatka trochę przypominała mu z twarzy Alicję. Weszła do
salonu, gdzie został zaproszony, mając na sobie zwiewną, błękitną sukienkę i
białe sandałki. Długie, jasne włosy zaplecione w warkocz, przerzuciła na swoje
jedno ramię. Nie było z nią o czym rozmawiać — z Mią ledwie się znały. Chodziła
do klasy z Alicją, a z Dżasminą starszą o rok była zaledwie na „cześć”. Nie
spodziewał się niczego więcej po osobie, która w pamiętniku została wspomniana
tylko jeden raz.
***
— „Cwaniak” to koleś lat szesnaście,
nic ciekawego o Mii nie wie, gdyż jak stwierdził: „Nie była ona w jego typie” i
się nią nie interesował. Chodzili razem to klasy i tyle. Nie spotykali się poza
nią — zdawał relację Martin, kiedy siedzieli już wszyscy w biurze. — Dodał, że
Dżasmina była nieciekawa, nudna i nie ma pojęcia, kto i czemu ją zabił.
—
Esme powiedziała nieco więcej — wtrącił się Will. — Podobno ostatnimi czasy Mia
opuściła się w nauce i zamiast piątek i czwórek, zgarniała trójki. Różnica może
dla kogoś niewielka, ale Esme to zdziwiło, gdyż jak stwierdziła: „Mia była
kujonką i płakała, kiedy nie dostała z czegoś piątki”.
—
O, to już coś istotnego — rzekł komisarz, przygryzając wargi. — Coś ci jeszcze
powiedziała?
—
Tylko tyle, że zauważyła, iż od pewnego czasu Mia była bardziej zamknięta w
sobie i milcząca. A podobno wcześniej lubiła dużo gadać i się śmiać.
—
A jej najbliższa przyjaciółka Julka powiedziała z kolei mi, że Mia do końca
zachowywała się najzupełniej normalnie — powiedział Nayer, rzucając długopis na
biurko. — To dziwne, że zauważyła zmianę Esme — dalsza koleżanka, a Julka już
nie. Ktoś tu nas ściemnia.
—
Bo ta Julka coś ukrywa i to ona cię wkręcała przy swoich starych — rzekł
Martin. — Trzeba z nią jeszcze raz pogadać.
—
Panowie, wciąż nie mamy mordercy — przypomniał Kincaid, głaskając Aresa, który
usiadł obok niego. — Zastanówmy się nad motywem, kto go mógł mieć.
—
Teoretycznie każdy — odparł Will, opierając łokcie o biurko. — Julcia, wielka
przyjaciółka, ale coś ukrywa i ściemnia w dodatku. Może mieć coś na sumieniu.
Dann… hmm… kochał Dżasminę, a ona go odrzucała. I z racji tego miał powód chyba
największy ze wszystkich. Kochał ją, ona go nie, no to ją zabił zgodnie z
zasadą, że: „Skoro nie może być moja, to nikogo innego też nie będzie”. Proste
i logiczne.
— A Esme? A Alicja?
Monica? „Cwaniak”? Abi? Matt?
—
Esme, „cwaniak” i Matt raczej odpadają. Na razie nie wyglądają mi na
podejrzanych. Zachowywali się normalnie i wszyscy mają alibi. Ale warto zastanowić
się nad Alicją, bo sama przyznała, że się z Mią nie lubiła, mogły się o coś
pokłócić i Ala mogła ze złości jej to zrobić. Podobnie Monica — również nie
przepadały za sobą z Mią. Dodatkowo, Monica to zazdrośnica, Dżasmina sama
pisała, że ona jej wszystkiego zazdrości. To może z zazdrości ją zabiła.
—
Z zazdrości, dobra, ale o co ta zazdrość? — spytał wątpiąco komisarz.
—
No, nie wiadomo. Może o Danna? Dann kochał się w Mii, a może Monica w nim? —
główkował William, marszcząc brwi.
Nayer
przecząco pokręcił głową.
— Monicy
podoba się przecież „cwaniak”, wiemy to z pamiętnika — przypomniał, ciężko
wzdychając.
Martin
zrobił wielkie oczy:
—
Czyżby Abi? — zapytał takim tonem, jakby było to pewne, że Abi jest
morderczynią.
—
Ona kompletnie nic o Mii nie wiedziała — wyjaśnił komisarz, biorąc łyka kawy. —
One się ledwo znały z Mią, nie miała powodu, by ją zabijać, podobnie jak Esme, „cwaniak”
i Matt.
— To co robimy? Kogo
wsadzamy do pudła? Kogoś musimy — zaśmiał się Will.
W
tym samym momencie odezwał się telefon komisarza. Czarnowłosy mężczyzna
natychmiast odebrał połączenie. Przez chwilę tylko słuchał, co mówił ktoś
znajdujący się „po drugiej stronie”.
—
Już jadę! — oznajmił i się rozłączył. — To doktor Cliffe — poinformował
policjantów, zabierając ze sobą kluczyki do samochodu i marynarkę. — Coś dla
mnie ma. Trzymajcie kciuki, by było to coś istotnego. Chodź, Ares.
***
— Mia Kelly była w ciąży, la, la, la —
powitał komisarza doktor Cliffe, stojąc nad ciałem dziewczyny, leżącym na stole
w prosektorium.
—
Serio? — Niebieskooki stanął obok doktora, patrząc na niego z nadzieją. — Pewny
jesteś?
—
Pewny jestem, iż szesnastoletnia Mia Kelly była w ciąży, dokładnie w drugim
miesiącu.
—
To się dobrze mi teraz złożyło… — zamyślił się Kincaid, przygryzając wargi. —
Niepełnoletnia dziewczyna zachodzi w ciążę, ojciec tego dziecka boi się
skandalu i nie chce, aby ten fakt wyszedł na jaw. No i zabija dziewczynę, chcąc
pozbyć się problemu.
—
Nie ignorowałbym też pod tym względem rodziców — podpowiedział doktor Cliffe,
poprawiając okulary na nosie. — Być może to matka albo ojciec Mii nie chcieli
dopuścić, by ciąża wyszła na jaw…
—
Dzięki! Odezwę się jeszcze! — Nayer czym prędzej wyszedł na zewnątrz. Musiał
teraz w jakiś sposób dowiedzieć się, kto był ojcem dziecka, które rozwijało się
pod sercem Mii. To właśnie on stanie się głównym podejrzanym o morderstwo.
Jakby
chcąc ułatwić mu pracę, ponownie odezwał się jego telefon.
—
Nayer, przeczytałam cały pamiętnik — odezwała się w słuchawce Roxanne dziwnym,
przytłumionym głosem.
—
A wszystko w porządku z tobą? — zapytał, kierując się do samochodu. — Jakoś
masz zmieniony głos.
— No bo… — Chwila ciszy,
długie westchnienie i potem odpowiedź: — No bo trochę mną wstrząsnęło po
odczytaniu tego wszystkiego.
— Jest aż tak źle? — zmartwił
się mężczyzna, otwierając auto.
— Dla śledztwa dobrze,
chyba mamy tego mordercę. Ale ogólnie rzecz ujmując, to raczej kiepsko.
— To mów.
— Nie. — Roxanne ponownie westchnęła
ciężko. — To nie jest rozmowa na telefon. Słuchaj, przyjedź do mnie, to ci wszystko
opowiem. Jestem u siebie w domu.
***
Nigdy jeszcze nie odwiedzał koleżanki z
pracy, którą całkiem niedawno poznał. Roxanne mieszkała w niewielkim domu,
otoczonym ładnym ogródkiem, pełnym kolorowych kwiatów i rozmaitych krzewów.
—
Zobacz, jaki ładny ogród — mówił do Aresa mężczyzna, kierując się betonową
ścieżką w stronę domu. — Podoba ci się, co?
Jak
na potwierdzenie jego słów, owczarek dał nura w pobliskie krzewy, a później
pognał przed siebie, radośnie węsząc i biegając po zielonej trawie. Nayer
zauważył, że trawnik zdobiło kilka wykopanych, głębokich dołów. Mężczyzna minął
niewielki taras z krzesełkami i stolikiem, kiedy z domu wyszła Roxanne. Szybko
zatrzasnęła za sobą drzwi, jakby się bała, że ktoś zaraz za nią wyjdzie i
zeszła po schodach do gości, powiewając na wietrze długimi, ciemnobrązowymi
włosami.
—
Cześć — przywitał się z nią komisarz, całując ją w zaróżowiony policzek. —
Widzę, że bawisz się w ogrodnika — zażartował, wskazując na rozkopany trawnik.
Kobieta
się roześmiała.
—
To Damson wyczuła kreta — wyjaśniła. — Nie skończy kopać, dopóki go nie
odnajdzie.
—
Damson? — zdziwił się mężczyzna.
Roxanne
odrzuciła do tyłu swoje ciemne, nieupięte włosy.
—
Mój pies — wyjaśniła i obejrzała się za siebie, na drzwi domu. — Nie wiem, czy mogę
ją wypuścić… Trochę jest niewychowana. Za dużo ją rozpieściłam.
—
No co ty, wypuść ją, chce ją zobaczyć! — ożywił się Nayer. Ares przybiegł do
nich nieco zziajany, powitał Roxanne, skacząc i omal jej nie przewracając, a
potem znowu ruszył obadać teren. — I Ares też chciałby poznać nową koleżankę — dodał
mężczyzna, patrząc za swoim owczarkiem. — Prawda, Ares?! — krzyknął do niego,
ale pies zajęty był obwąchiwaniem jednego dołu, wykopanego przez Damson.
—
No dobra. — Kobieta w kilku lekkich podskokach weszła na schody i ostrożnie
otworzyła drzwi. — Nie szalej, Damson! — przestrzegła, ale było to daremne. Ze
środka wyleciał rudo – biały huragan na czterech łapach i nim mężczyzna się
zorientował — Damson pognała ile sił w nogach do Aresa biegającego po ogródku. Owczarka
dosłownie wmurowało na widok ślicznej, malutkiej „panienki” i chociaż skakała
wokół niego i wydawała radosne dźwięki, on wciąż stał i tylko na nią patrzył
zaskoczonym wzrokiem.
— Damson, chodź tutaj! —
zawołał Nayer, śmiejąc się i kucając, a następnie zwrócił się do Roxanne, która
zdążyła już zejść ze schodów. — Trochę mnie olała — poskarżył się.
— Jeszcze zdążysz mieć jej
dosyć, nie bój się — odpowiedziała brunetka, widząc zbliżające się rudo – białe
stworzonko.
Nayer
wciąż kucał, więc suczka nie widziała problemu w tym, aby zacząć na niego
skakać, lizać po twarzy i brudzić łapkami jego białą koszulę.
—
Damson, przestań! — Roxanne usiłowała jakoś uspokoić psa. — Już dosyć!
— Ale
się cieszy, chyba lubi gości! — Nayer, kiedy już wygłaskał Damson, wreszcie
mógł wstać.
— Niestety
— potwierdziła kobieta, patrząc na rozentuzjowaną suczkę, która trochę
poskakała jeszcze na mężczyznę, a następnie pognała z powrotem do Aresa.
— Jest
prześliczna — stwierdził Kincaid. — Co to za rasa?
—
Spanielka — odrzekła Roxanne. — A dokładniej: cavalier king charles spaniel.
—
Chyba nie zapamiętam! — Mężczyzna się roześmiał.
—
Dlatego wystarczy, jak będziesz wiedział, że to spanielka. Usiądź, zrobię kawy.
— Policjantka zaprosiła go na taras, a sama zniknęła we wnętrzu domu.
Kiedy
wróciła, niosąc pamiętnik i kawę na tacy, Ares kończył dzieło zaczęte na
ogrodzie przez Damson, a sama spanielka, korzystając z okazji — wpakowała się
komisarzowi na kolana.
—
DAMSON! — krzyknęła z naganą kobieta, ale Nayer objął rudo – białą suczkę
siedzącą mu na kolanach i powiedział:
— Zostaw ją, niech sobie
siedzi. Słodka jest.
Wkrótce
Damson rozłożyła się na gościu jak królowa i niebawem usnęła. Ares natomiast
zawzięcie pogłębiał wykopane przez nią doły i zerkał na nich co jakiś czas,
jakby chciał powiedzieć: „Ech, te baby! Nawet porządnego podkopu zrobić nie
umieją!”. Wkrótce zrobiła się cisza i odpowiedni spokój do poważnej rozmowy.
—
A więc… — zaczęła Roxanne, strzepując okruszki ciastka ze swojej niebieskiej
bluzki na cienkich ramiączkach. — Tak, wiem, nie zaczyna się od „a więc” —
próbowała się uśmiechnąć, ale słabo jej to wyszło.
—
Nie zwracaj teraz na to uwagi — poprosił ją mężczyzna, chcąc jak najszybciej
dowiedzieć się czegoś nowego. Pogłaskał Damson po jej długim uszku, na co psina
otworzyła na moment oczka i leniwie rozprostowała jedną łapkę.
—
Mia była w ciąży — oznajmiła Roxanne wielką nowinę.
— Wiem — odpowiedział
Nayer, wprawiając kobietę w zdumienie. — Doktor Cliffe zdążył mi to powiedzieć
pierwszy — wyjaśnił, widząc jej zaskoczoną minę. — Czy Mia napisała w
pamiętniku z kim zaszła w ciążę? — zapytał z nadzieją.
— Yhm,
tak — potwierdziła policjantka, spuszczając oczy w dół. Długie rzęsy przykryły
nieco jej policzki. — Została zgwałcona, to po pierwsze. Dziecko nie było ani
chciane, ani tym bardziej planowane.
Czarnowłosy
długo nic nie mówił, głaskając spanielkę po futrzastej łapie, którą położyła mu
na dłoni. Ciszę przerywało tylko dyszenie Aresa, który robił właśnie wielki
podkop oraz ćwierkanie ptaków, przelatujących z drzewka na drzewko. Roxanne
mieszkała w bardzo zielonej i cichej okolicy. Można tu było odpocząć.
—
Napisała, kto jej to zrobił? — zadał w końcu to pytanie, patrząc ze smutkiem na
jeszcze smutniejszą policjantkę.
—
Tak.
Nayer nie wierzył własnemu
szczęściu. Wystarczyło teraz tylko dorwać tego dziada i udowodnić mu
morderstwo!
— Więc… kto? — zapytał delikatnie.
— Dann? — strzelił, mając na uwagę fakt, że ten chłopak był zabójczo zakochany
w swojej koleżance z klasy.
Zawiał
wiatr, odrzucając długie włosy z ramion kobiety.
— Nie,
nie Dann — odpowiedziała, wbijając w niego poważne, brązowe spojrzenie. — Jej
ojczym.
—
COO?! — krzyknął niedowierzająco komisarz, raptownie się prostując i budząc
śpiącą Damson. — Powiedz, że się przesłyszałem!
Roxanne
podniosła ze stołu pamiętnik i otworzyła na odpowiedniej stronie.
—
Sam zobacz — poleciła, kiwając głową. — To jej ojczym Ricci, mąż pani Kasandry
Kelly.
Nayer
odczytał tylko kilka szokujących linijek tekstu, gdzie Mia opisała, jak ją
gwałcono. Głośno zamknął pamiętnik, postawił rozespaną Damson na ziemię i z
piekłem w oczach ruszył w stronę furtki.
—
Ares, idziemy! — krzyknął, a owczarek posłusznie pobiegł za nim.
—
Nie dopiłeś kawy! — krzyknęła Roxanne, ale komisarz już jej nie słyszał.
***
— Na miłość boską, ja jej nic nie
zrobiłem! — wydzierał się pan Ricci, będąc przesłuchiwanym w specjalnym pokoju
w obecności komisarza Kincaida i inspektora Martina Denysa.
—
A to? — Nayer uniósł w górę pamiętnik jego przybranej córki.
— Taka tam głupia pisanina!
— krzyczał mężczyzna. — Każda nastolatka teraz wypisuje tego typu bzdury w
pamiętniku! Dla sensacji, wie pan! Zresztą, nie ma podane po imieniu ani po
nazwisku, że to ja! To żaden dowód!
Komisarz uśmiechnął się
zwycięsko.
—
Otóż, myli się pan — uświadomił oskarżonego i wskazał na brulion w czarno –
czerwoną kratę. — Mia nie była taka głupia, za jaką ja pan uważał. Sądził pan,
że może ją bezkarnie zgwałcić, a nieśmiała dziewczyna nie będzie miała odwagi
nikomu o tym powiedzieć. Możliwe. Ale napisała o tym w swoim pamiętniku,
podając nie tylko pana imię i nazwisko, ale również inne osobiste szczegóły.
Ricci
Kelly nerwowo poprawił się na krzesełku, a drżącymi dłońmi otarł pot z twarzy.
—
No więc, czy pan się przyznaje? — spytał Martin.
—
T- tak — odparł zapytany po chwili. — Ale…
—
Powiem panu, jak było — przerwał komisarz, wstając. — Zgwałcił pan Mię, ona
zaszła w ciążę, a pan ją zabił, chcąc, aby to nigdy się nie wydało. Mam rację?
—
Pan chyba oszalał! — ryknął pan Ricci, czerwieniejąc na twarzy ze złości. — Ja
nawet nie wiedziałem, że ona była w ciąży, miej pan litość! Ja jej nic złego
nie zrobiłem do jasnej cholery!!! Ja bym jej nigdy nie skrzywdził!
— Ja
bym jej nigdy nie skrzywdził?! Tak?! — Nayer też podniósł głos. — Ja bym jej
nigdy nie skrzywdził?! — powtórzył i
wziął pamiętnik do rąk. — O tym, jak strasznie pan ją skrzywdził jest napisane
na pięć stron formatu A4! Z uwzględnieniem wszystkich szczegółów i z
dokładnością do ostatniej minuty! — Komisarz cisnął zeszytem na stół, który z
głośnym trzaskiem upadł obok rąk przesłuchiwanego. — Może pan sobie poczytać! I
niech pan nie wciska nam kitu, że nie byłby pan w stanie jej skrzywdzić!
— Dobra… — Pan Kelly ukrył
twarz w drżących dłoniach. — Zrobiłem to.
— Zabił pan ją?
—
Nie. — Mężczyzna odsunął dłonie i spojrzał na komisarza błagalnym spojrzeniem. —Zgwałciłem
ją, ale nie zabiłem. Przysięgnę na co pan chce!
—
Obejdzie się. — Czarnowłosy zabrał swoją ciemną marynarkę i wyszedł z pokoju,
trzaskając drzwiami.
Na
zewnątrz powitała go głośna wrzawa. Mężczyzna z zaskoczeniem stwierdził, że w
korytarzu biły się jakieś dwie kobiety, a policjanci starali się je rozdzielić.
Nayer odrzucił marynarkę i czym prędzej ruszył w ich kierunku.
—
Ty suko!!! — wydzierała się jedna z kobiet, w której Kincaid rozpoznał panią
Kasandrę Kelly. — Ty suko i dziwko!!! — uzupełniła swoją wypowiedź, chcąc
przyłożyć blondynce stojącej przed nią, lecz nie było to możliwe, bo
przytrzymywał ją jeden z policjantów. — Puść mnie pan, zabiję tę zdzirę!!!
Blondynka,
będąc poznaną przez komisarza Alicją, stała bezradnie i głośno szlochała.
—
Co tu się dzieje? — Czarnowłosy stanął pomiędzy kobietami i nie czekając na
odpowiedź, zwrócił się bezpośrednio do płaczącej Ali: — Co ty tu robisz?
—
Dowiedziałam się, że zabrano tu Ricciego… — wychlipała piętnastolatka. —
Przyszłam, aby…
— Przyszła
się tu kurwić, dziwka!!! — wrzasnęła pani Kasandra, również zaczynając płakać. —
Wie pan, że kurwiła się z moim mężem?!! Dziwka jedna!!! Powyrywam jej te
kudły!!! Łeb jej ukręcę, szmacie jednej!!!
—
Proszę panią o spokój i proszę w tej chwili przestać obrażać tę dziewczynę! — polecił
Nayer. Pociągnął szlochającą Alicję za rękę i wskazał jej miejsce przy swoim
biurku: — Przestań płakać i idź tam usiądź — rzekł, następnie chwycił
roztrzęsioną panią Kasandrę i osobiście zaprowadził ją do swojego biurka.
***
„A więc to pan Ricci był tym 40-letnim
facetem Alicji, o którym pisała w pamiętniku Dżasmina” — pomyślał Nayer, nim
zasiadł do swojego biurka, aby porozmawiać z kobietami. Załamana Alicja wciąż
płakała, rozmazując tusz po policzkach, a pani Kasandra aż się trzęsła ze
zdenerwowania.
—
Ja… nie… wiedziałam — wybełkotała Ala, nim ktokolwiek zdążył się odezwać. — On
mi nie powiedział, że ma żonę!
— Dziwka! — sapnęła tylko
pani Kasandra w jej kierunku.
—
Już, już, bez wyzwisk proszę — uspokoił ją komisarz, po czym przeciągle
westchnął. — Nie może mieć pani pretensji do Alicji, ona powiedziała przecież,
że nie wiedziała, iż on był żonaty. To
po pierwsze. Po drugie, nie można kogoś oceniać zbyt pochopnie, tym bardziej,
że pani mąż…
Obydwie panie, zarówno
Alicja jak i Kasandra popatrzyły na niego z przestrachem.
— Że pan Ricci widocznie
interesował się nieletnimi dziewczętami — zakończył swoje zdanie mężczyzna.
— Co pan sugeruje? —
oburzyła się pani Kasandra.
Nayer popatrzył na nią
współczująco.
—
On zgwałcił Mię. Pani córkę — oznajmił. — Mia była z nim w ciąży. Bardzo mi
przykro.
—
Jezu kochany… — Kobieta złapała się za serce. — Pan nie mówi tego poważnie,
prawda?!
—
Przykro mi. Pani mąż przyznał się do dokonanego czynu.
—
Słodki Boże! — Pani Kasandra zaczęła płakać. Schowała twarz w ramionach. — A ja
mu ufałam!!! Moja biedna córeczka!!!
—
Pewnie ze mną chciał zrobić to samo — chlipnęła Alicja, wycierając łzy z
policzków. — Gdzie ja miałam oczy… Czy to on zabił Mię? — spytała nagle,
patrząc na komisarza z przerażeniem.
— Sądzę,
że nie. Przepraszam na moment! — Nayer wstał od biurka, bo ujrzał wchodzącą do
środka młodą, przestraszoną dziewczynę.
—
Muszę coś powiedzieć! — wyznała dziarsko Julka, stając wyprostowana przed
komisarzem.
—
Nareszcie! — ucieszył się niebieskooki. — Mów, proszę.
—
Mia była w ciąży i mi to powiedziała! Została zgwałcona przez własnego ojczyma!
— wyrzuciła z siebie jednym tchem.
—
No brawo! — parsknął złośliwie komisarz, z powrotem siadając za biurkiem. —
Brawo, świetnie po prostu!
—
Co? — Julka zgłupiała, patrząc na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem.
—
A to, że o wszystkim tym się już dowiedziałem! A ty, byłaś tego świadoma od
samego początku i gdybyś mi wtedy powiedziała o ciąży Mii, oszczędziłbyś nam
trzy dni przesłuchań i szukania! Masz pojęcie, jak ważna jest każda minuta w
prowadzeniu śledztwa?
—
Nie — odpowiedziała szczerze Julcia, bo nie miała zielonego pojęcia.
—
To teraz już wiesz. — Komisarz wziął głęboki wdech i trochę łagodniej zwrócił
się do szesnastolatki: — Czy wiesz coś jeszcze?
— Niestety nie.
— Czy powiedziałaś komuś o
ciąży przyjaciółki?
— O, nie! W życiu! –
zaklinała się Julka, kładąc dłoń na sercu. — Obiecałam Mii, że nikomu nie
powiem!
***
— Pan Ricci jej nie zabił, wiesz, Ares?
— mówił do psa Nayer, szykując kolację w kuchni. Był już późny wieczór,
owczarek przysypiał na podłużnym, miękkim narożniku. — Nie mam pojęcia, kto to
może być, ale to na pewno nie on. — Komisarz położył talerz z kanapkami na
stole. Ares podniósł łeb, zwabiony zapachem jedzonka. — Doświadczenie zawodowe
po prostu. Rozumiesz? — Mężczyzna usiadł na narożniku obok psa, z kubkiem
gorącej herbaty w ręku. — Podpowiedz mi coś, nie zostawiaj mnie samego z tym
problemem. Ciągle tylko śpisz i śpisz.
Ares zerwał się, zeskoczył na podłogę i
ruszył do drugiego pokoju.
—
Obraziłeś się? — krzyknął za nim Nayer, zaczynając jeść. — Szkoda, zrobiłem
dobre kanapki z szynką.
Owczarek
wrócił, trzymając w zębach pamiętnik Mii. Podszedł blisko swojego pana i
upuścił zeszyt na jego kolana. Potem wspiął się przednimi łapami na stół,
ściągnął jedną kanapkę z talerza i skonsumował ją pod stołem.
—
Po co mi to przyniosłeś? — spytał Kincaid psa, który częstował się właśnie
drugą kanapką. — Sugerujesz, że coś przeoczyliśmy w pamiętniku? Tak? Mam
zobaczyć jeszcze raz? No, dobra. — Mężczyzna otworzył zeszyt na chybił – trafił
i jego oczom ukazał się znajomy już tekst:
Oczywiście
Alicja była z Abi, tańczyły przytulając się do siebie, obejmując się i tak
dalej, normalnie jak jakieś Tatu!!! Tylko wstyd dla dzieci z podstawówki
robiły!
I wtedy komisarza coś
tknęło.
—
Jak jakieś Tatu… — powiedział głośno do siebie, po czym jak oparzony odskoczył
od stołu i ruszył w kierunku swojego laptopa. — Tatu… taki rosyjski duet
muzyczny, kumasz? — informował na bieżąco Aresa, który zjadał ostatnią już
kanapkę z talerza. — Dwie kobiety śpiewają, wiesz? — Nerwowo wciskał przyciski
na klawiaturze, szukając informacji o Tatu. — Jest! — ryknął po chwili,
pokazując psu ekran monitora: — One propagowały swój homoseksualny wizerunek
sceniczny! Widzisz?! Tu jest tak napisane! A wiesz, co to oznacza?! — Ares
wyglądał, jakby niczego nie rozumiał, ale Nayer przyskoczył do niego i
pocałował go prosto w pachnącą, futrzastą główkę: — Jasne, że rozumiesz, bo ty
jesteś po prostu genialny! — powiedział, a owczarek zaczął nieskromnie machać
ogonem.
***
Były wakacje, więc uczniowie nie
chodzili do szkół. Nayer zastał Abi, gdy ta siedziała w hamaku i czytała
książkę. Otoczona kwiatami, w sukience w groszki i długim warkoczu przerzuconym
przez ramię, wyglądała tak uroczo, że można się było z miejsca w niej zakochać.
Niestety.
—
To ty zabiłaś Mię Kelly, prawda? — powitał ją komisarz, stając nad hamakiem, w
którym kołysała się lekko piętnastoletnia dziewczyna.
—
O czym pan mówi? — spytała Abi, zamykając książkę i patrząc na niego
zaskoczona.
—
O tym, że zabiłaś Mię Kelly. Nie mylę się?
—
Niby dlaczego miałabym to zrobić? – odpowiedziała pytaniem jasnowłosa.
Komisarz
nic nie mówił, Ares siedział obok niego i tylko patrzył.
—
Jesteś zakochana w Alicji, prawda? — wypalił nagle.
Abi
zarumieniła się na twarzy.
—
To na pewno nie powinno pana interesować! — krzyknęła, zmieniając pozycję z
półleżącej na siedzącą.
—
Spokojnie, uspokój się — powiedział. — Mi chodzi tylko i wyłącznie o
zamordowaną Mię.
—
No, chyba jednak nie tylko, bo moje preferencje seksualne też pana najwyraźniej
obchodzą! — ciskała się Abi. Jej jasne oczy miotały błyskawice.
Pokręcił
głową.
—
Nie w zwykłym znaczeniu tego słowa — wyjaśnił. — Po prostu uważam, że Alicja,
jako obiekt twojego zauroczenia, mimowolnie spowodowała śmierć Dżasminy.
—
Niby jak?! Co ma Alicja do Mii, o czym pan pieprzy?!! — darła się
piętnastolatka, mimo wyraźnych próśb komisarza, aby się uspokoiła.
—
Już ci wyjaśniam, jak ja to widzę — zaoferował się mężczyzna. Nie uzyskując
odpowiedzi, zaczął mówić: — Kochasz Alicję, ale ona woli mężczyzn. Wiedziałaś,
że spotykała się z 40 – letnim Riccim. Alicji bardzo na nim zależało. Chyba
pogodziłaś się z tą myślą, że woli jego od ciebie. Jakimś cudem dowiedziałaś
się o ciąży Mii, a to spowodowało, że…
—
Chciałam tylko szczęścia Alicji — wpadła mu w słowo Abi, zaczynając się cała
trząść. Przyłożyła dłonie do czoła. — Nie chciałam zrobić nic złego!
Podszedł
do niej bliżej, wziął ją za rękę i lekko pociągnął do góry, chcąc, by wstała z
hamaka i patrzyła mu w oczy.
—
Czyli się nie mylę, prawda? — zapytał. — Zabiłaś Mię? Przez wzgląd na Alicję?
—
Kiedy usłyszałam, że Dżasmina jest w ciąży, wpadłam w szał… — Abi zadrżały
wargi. —Bałam się, że Alicja dowie się, że facet, którego kocha, zgwałcił swoją
przybraną córkę. Wiedziałam, że Ala by cierpiała, ona naprawdę go kochała… Nie
chciałam, aby Alicja cierpiała, rozumie pan?! – Jasnowłosa dopiero teraz zalała
się łzami. — Wiedziałam, że nigdy mnie nie pokocha, ale zależało mi na jej
szczęściu! Poszłam do Dżasminy i zepchnęłam ją ze schodów… Chciałam, aby Ala
dalej spotykała się bez przeszkód z Riccim! I aby była szczęśliwa! Czy to źle?
Nayer westchnął.
—
Nie można uszczęśliwiać jednych kosztem innych — odpowiedział. — Powiedz mi
jeszcze, skąd dowiedziałaś się o ciąży Mii?
—
Od jej przyjaciółki Julki — chlipnęła cicho dziewczyna. — Powiedziała mi, kiedy
usiadłyśmy razem w autobusie.
—
Przyjaciółka! — rzucił drwiąco mężczyzna, po czym chwycił jasnowłosą za rękę. —
Chodźmy, Abi.
***
— Czaisz to, Martin? Gdyby Julka nie
wypaplała Abi o ciąży przyjaciółki, do niczego by nie doszło! Do żadnej
tragedii! — burzył się Will, będąc już po trzecim piwku. — Dżasmina by to
dziecko urodziła, jakoś by się może wszyscy dogadali! Nie musiałaby umrzeć!
Oczywiście tego gwałciciela byśmy przymknęli, bo jak inaczej?! Ale nikt by nie
umarł!
—
A przed nami się zaklinała, że nikomu nie wygadała! Niby obiecała Mii, że
nikomu nie powie i takie tam! I co?! Ja się pytam: i co?! — wydzierał się
również Martin, popijając piwo. — A to, że wygadała pierwszej lepszej
dziewczynie, nawet nie znały się zbyt dobrze!
— Plotkara, ot co! Chciała
dostarczyć świeżych plot!
— Tak jest! Przyjaciółka
za dychę!
— Gdyby któryś z was ze
mną tak postąpił, to na pewno dałbym w mordę!
— Jasne, że tak! Ja też
bym wam dał! Bez dwóch zdań, nawet bym się nie zastanawiał!
Ogród
Roxanne niespodziewanie okazał się dobrym miejscem do spędzania weekendów w
towarzystwie przyjaciół. Will z Martinem siedzieli na tarasie pijąc piwo i
pilnując grilla, a Nayer przechadzał się z Roxanne ścieżkami w ogrodzie. A Ares
i Damson wspólnie szukali kreta.
—
Jak na to wpadłeś? — spytała ciemnowłosa. — Na to, że to właśnie Abi zabiła
Dżasminę? Czy przeoczyłam coś w pamiętniku?
Nayer się roześmiał.
—
Po prostu nie słuchasz Tatu! — wyjaśnił, kierując się w stronę tarasu. Koło
nogi przebiegła mu niczym torpeda rozradowana Damson. Roxanne chwyciła ją i
podniosła na ręce.
—
Rozumiesz coś z tego? — zapytała, tuląc swój policzek do miękkiej sierści spanielki.
Biegł do nich Ares i widząc suczkę siedzącą na rękach, poczuł się zazdrosny. Z
rozpędu skoczył na Roxanne, uderzając ją całym swoim ciałem. Chciał zapewne,
aby i jego podniosła, ale niestety osiągnięty skutek był wręcz odwrotny: policjantka
z krzykiem upadła na trawę. Ares docisnął ją do ziemi i zadowolony wlazł jej na
plecy.
—
POMOCY!!! — zaczęła się drzeć Roxanne, jednocześnie się śmiejąc. Rozochocona
Damson również zaczęła po niej skakać i lizać po twarzy. — Nayer, weź Aresa, on
mnie udusi!!! Nie mogę się ruszyć!!! Ratunku!!! Zabierzcie ze mnie te psy!!!
Kincaid
ze śmiechem ruszył na pomoc, a za nim wstali od stołu równie weseli Will z
Martinem.
CDN
Uwielbiam Twoje teksty. Zmieniam zdanie, ten zdecydowanie najlepszy. Fajnie budowana akcja- dużo znajomych podejrzanych, kolejne tropy a na sam koniec zakończenie, którego nie domyśliłabym się nigdy w życiu :) Dla mnie mordercą był ojczym, a tu znowu niespodzianka.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i pozdrawiam Anka :)
Jejku ja już nie wiem co odpisać, bo będę się powtarzała! :) Naprawdę bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas i napisanie tylu miłych słów od siebie. :) Nawet nie wiesz, jakie to przyjemne uczucie, jak ktoś doceni twoją pracę. :)
UsuńA ja myślałam, że jednak wolisz strzelaniny i bomby hehe, nawet odpisałam Ci pod poprzednim rozdziałem, że ten najnowszy odcinek chyba Ci się nie spodoba, bo mało wartkiej akcji. :) A tu proszę! Wyceniłaś go na najlepszy! :) Super! :) Na serio nie domyśliłaś się, kto mógł zabić? To się bardzo, bardzo cieszę, bo właśnie chciałam, aby wyszło zaskakująco i aby nikt się tak prędko nie domyślił prawdy. :) Ogólnie mi się też nawet ten pomysł spodobał, aby wprowadzić dużo podejrzanych, pamiętnik i rozpocząć wielkie szukanie. :) Ale co za dużo, to niezdrowo, następny rozdział postaram się zrobić w nieco innym klimacie, trochę strzelaniny, a trochę dochodzenia, aby się nie powtarzało. :)
Dzięki raz jeszcze! :) Również pozdrawiam i - mam nadzieję - do napisania niebawem! :)
Tyle komentarzy bo wszystko czytałam na raz :) W sumie fajna książka by z tego wyszła ;) Masz rację lubię strzelaniny, ale taka miła odmiana też jest ok i jak w sposób ciekawy jest prowadzona fabuła to już jestem przeszczęśliwa. Moja wyobraźnia już próbuje to sobie odtworzyć jako odcinek serialowy no i fajnie by było zobaczyć coś takiego na ekranie ;) Czarnowłosego jakoś utożsamiam sobie czasami z postaciami z Rexa raz z Davide raz z Alexem, ale muszę CI przyznać stworzyłaś własne, indywidualne postacie i tu Ci gratuluje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Anka :)
Na książkę chyba za słabe i ogólnie za bardzo "zerżnięte" z serialu. :) No i błędów sporo na pewno jest. :) Aczkolwiek fajnie, że tak uważasz, miło coś takiego przeczytać. :) Może podeślę swoje pomysły reżyserom "Komisarza Rexa" hahahaa, jeszcze hajs zgarnę. :D
UsuńZ Nayerem to było tak, że on z wyglądu miał przypominać trochę Alexa, trochę Hoffmanna, a z charakteru miał być trochę Moserem.:) Jak zaczynałam pisać, to nie znałam jeszcze Davide, ale teraz wolałabym, aby był taki jak on. :) No ale wiadomo, oryginalność się ceni, więc tak naprawdę z żadnej postaci nie zżynałam zbyt wiele. :) I dziękuję raz jeszcze. :)
Zacznę od początku. Pierwsza scena bardzo klimatyczna, uwielbiam, kiedy akcja rozgrywa się nocą. zawsze mam wtedy przed oczami miasto skąpane w świetle księżyca, ulicznych latarni. To wprowadziło mnie w dobry nastrój.
OdpowiedzUsuńPo drugie, Dżasmina z Aladyna, ostatnio ktoś mi wspominał o tej bajce. Na początku pisała o sobie w trzeciej osobie, potem przeszła do pierwszej. Prymitywny styl tych zapisków nawet mnie rozbawił.
Dużo humoru pojawiło się w tym odcinku i muszę uznać, że wreszcie udało ci się mnie porządnie rozbawić. Sceny z parodiowaniem pamiętnika były pod tym względem najlepsze. Cieszę się, że w tym tekście nie było tak karykaturalnych czarnych charakterów. Miło odpocząć od antagonistów o jednocyfrowym IQ.
Przejdę teraz do drobnej krytyki. Przez chwilę nudziła mnie akcja polegająca na ciągłym gadaniu. I tu miło mnie zaskoczyłaś. Spodziewałem się kolejnych, bardzo długich scen przesłuchań, zamiast tego była krótka relacja Willa i Martina.
Przejdę na koniec do mojego ulubionego motywu. Samo nawiązanie do mojego ulubionego zespołu stanowi dla mnie spory plus (nawet czytając ten tekst słuchałem piosenek Leny i Julii). Powiem tak, miałem nadzieję na głębsze nawiązanie do rosyjskich skandalistek i nie zawiodłaś mnie. Spodziewałem się, że zbrodnia może mieć związek z homoseksualizmem, ale udało ci się mnie zaskoczyć. Tak złożonego motywu nie oczekiwałem. Kolejny plusik za motyw homoseksualny w wydaniu żeńskim. Gdyby chodziło o miłość mężczyzny do mężczyzny wyszłoby trywialnie. Kobiety pasują mi tutaj idealnie.
Reasumując, dostajesz mocną 5+, minus o pół stopnia za moje chwilowe znudzenie spowolnieniem akcji. Poza tym nie mam nic, co mógłbym obiektywnie skrytykować. Odebrałaś mi przyjemność surowego oceniania, ale zapewniłaś miłą lekturę. Ten rozdział podoba mi się o wiele bardziej niż poprzednie, jest znacznie ciekawszy, bardziej skomplikowany i naprawdę klimatyczny. Tak trzymaj, a pewnie niedługo dam ci 6.
Pozdrawiam
Wyatt
Wybacz, że tak późno odpowiadam, ale dopiero teraz znalazłam chwilę, by zajrzeć na bloga. :) Cieszę się zawsze, gdy się komuś podoba to, co piszę, więc tym razem nie jest inaczej. :) Powiem szczerze, że zaryzykowałam trochę z takim nieco innym rozdziałem i jestem mile zaskoczona, że się przyjął i zbiera tyle pochwał. :)
UsuńNo wiem, gadania trochę było, ale jakoś musiałam ogarnąć tyle podejrzanych, a policjanci nie mogli przecież nikogo pominąć. I tak skracałam ile się dało, a później - jak słusznie zauważyłeś - posłużyłam się tylko zwięzłą relacją Willa i Martina. :)
Pisząc o Tatu, kompletnie zapomniałam, że to Twój ulubiony zespół. :) Przypomniało mi się dopiero po odczytaniu komentarza, że rzeczywiście mi o tym kiedyś wspominałeś. I fajnie, że się zaskoczyłeś, że wyszło okey. :)
Hehe o to przepraszam, że odebrałam Ci przyjemność surowego ocenienia! :D Może następnym razem napiszę dużo gorzej, to będziesz miał pole do popisu.:D A tak na poważnie, to nie wiem czy już zdążysz mi dać więcej niż 5+, bo wolnymi krokami zbliżam się do zakończenia tego opowiadania i nie zostało wiele rozdziałów przed Tobą. Ale może któryś z tych ostatnich zasłuży jeszcze na 6. :)
Aha, a nic nie wspomniałeś tym razem o Roxanne, która to dość często się w tym rozdziale pojawiła. I to ze swoim psem w dodatku. :) Czyżby już przestała Cię denerwować? :)
Dziękuję za tak treściwy (jak zawsze) komentarz, do napisania niebawem! :)
Również pozdrawiam!
Świetny :3 Dostajesz ode mnie nominację Liebster Award (szczegóły na http://cena-wolnosci-historia-marionetki.blogspot.com/ )
OdpowiedzUsuńHej. świetny blog. też lubię pieski :D :) zapraszam też do mnie, spójrzcie co znalazłam http://ask.fm/Czekolcia15 mi się podoba.. a co wy o tym myślicie ?
OdpowiedzUsuńNie podałaś linku do siebie. :) Jeśli chcesz, to zrób to proszę w spamowniku, a nie pod rozdziałem.
UsuńCo to tej strony, którą znalazłaś - jest dla mnie bezużyteczna i raczej nie skorzystam. Ale dzięki za podzielenie się znaleziskiem. Pozdrawiam!
Ten blog jest genialny!!! Dopiero dzisiaj odnalazłam i od razu przeczytałam całość! Uwielbiam "Komisarza Rexa" to chyba pierwszy blog na podstawie tego serialu! Tego mi właśnie brakowało! Pisz ciąg dalszy! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOla